NIE dla ACTA

Partnerzy:

ACTA (czyli Anti-Counterfeiting Trade Agreement, dokument mający w założeniu chronić własność intelektualną i zapobiec jej kradzieży), a właściwie protesty przeciwko niej, stały się najgłośniejszą sprawą ostatnich miesięcy. Nie tylko w mediach, ale także na ulicach polskich miast, temat ten powracał jak bumerang, budząc coraz to większe kontrowersje.

stop acta

O ile wszyscy zgadzają się, że założenia były słuszne, o tyle ich wykonanie wzbudziło niepokój wielu użytkowników internetu. Głównym argumentem przeciwników ACTA jest oskarżenie porozumienia o próbę nałożenia na światową sieć komputerową cenzury. Nie jest to zarzut bezpodstawny. W myśl porozumienia władze będą mogły usunąć z internetu każdą stronę jeżeli pojawią się na niej nielegalnie treści chronione prawem autorskim. Bez orzeczenia sądu, bez informowania właściciela strony. W dodatku nie muszą być to treści zamieszczone przez samego właściciela, ale osoby trzecie (które wypowiadają się, na przykład, w komentarzach na stronie). Jest to jawne pogwałcenie zasady domniemania niewinności.

Jednak kto będzie monitorował sieć w poszukiwaniu takich treści? Nasz dostawca internetu. Tak, od tej pory każdy, kto zajmuje dostarczaniem dostępu do światowej sieci ma obowiązek stania się "policjantem". Jeżeli nie będzie zgłaszał tego typu praktyk, może to być podstawą do podjęcia działań prawnych wobec niego. Dość powiedzieć, że firm telekomunikacyjnych oczywiście nikt o to, czy mają ochotę na dodatkowe, uciążliwe obowiązki ochotę nie pytał. Pojawia się pytanie: czy taki "policjant" ma prawo śledzić moje poczynania w internecie? Nie potrzebuje do tego nakazu sądu? Według postanowień zawartych w ACTA – nie.

A więc co z moim prawem do prywatności? Zostaje niniejszym zniesione. Nie tylko sposób wyłapywania niepożądanych treści budzi zastrzeżenia, ale także przewidziane za to kary. W najbardziej skrajnych przypadkach mogą one bowiem sięgnąć pułapu kar za gwałt czy morderstwo. Własność intelektualna ma wielką wartość, ale czy tak wielką jak ludzkie życie? Czy kary są adekwatne do popełnionych czynów?

ACTA to nie tylko internet. Porozumienie to obejmuje także ochronę patentów, co znów na pierwszy rzut oka nie budzi zastrzeżeń. Jednak pomyślmy o tym, że tańsze zamienniki wielu produktów korzystają z tych samych patentów co produkty droższe. O czym mówię? Chociażby o lekach, częściach samochodowych czy tunerach i tuszach do drukarek. Zapomnijmy o tańszych zamiennikach tych produktów, będziemy skazani na zawyżone ceny tylko dlatego, że mają uznaną markę (która podwyższa ich cenę czasami dwukrotnie). A ta lista jest dużo dłuższa. Takie, restrykcyjne, prawo patentowe ma jeszcze jeden efekt uboczny: jeżeli nie mogę korzystać z twojego, opatentowanego, wynalazku, to jak mogę go ulepszyć? A tak właśnie działa postęp. Jedna firma wypuszcza na rynek produkt, druga stara się go ulepszyć, jeżeli jej się uda to pierwsza będzie starała się ulepszyć go jeszcze bardziej, by wygrać wyścig o konsumenta. W myśl ACTA taka praktyka powinna być zakazana, co spowoduje znacznie osłabienie tempa postępu czy to w dziedzinie farmacji czy elektroniki.

Jak widać stare przysłowie, że "dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło" wciąż mówi prawdę o świecie. Ze słusznej idei, jaką jest ochrona własności intelektualnej wykluł się legislacyjny potworek, którego wszystkie skutki wciąż pozostają nie do przewidzenia. Może byłoby inaczej, gdyby tę umowę skonsultowano ze specjalistami, zamiast opracowywać ją w tajemnicy przed opinią publiczną. Bo to także sprawia, że na hasło „ACTA” zapala się czerwona lampka "UWAGA".