TAK dla ACTA

Partnerzy: alarmy Warszawa,

Nie tak dawno temu w Polsce mediami, umysłami, a nawet ulicami zawładnęła ACTA. Zawładnęła, chociaż jeszcze nie doszło do jej podpisania. Czymże jest ta złowroga umowa międzynarodowa? Skrót jest pochodzenia angielskiego i oznacza Anti-Counterfeiting Trade Agreement, czyli – przekładając na polski – ochronę własności intelektualnej. Taki dokument podpisały (lub miały podpisać) także Stany Zjednoczone, Australia, Kanada, Japonia, Korea Południowa, Meksyk, Maroko, Nowa Zelandia, Singapur i Szwajcaria.

acta strajk

Protesty na skalę masową przetoczyły się tylko po Polsce. Dlaczego tak się stało? Wydaje się, że stoi za tym fakt wyolbrzymienia zagrożeń i niezauważenia (albo raczej niezrozumienia) korzyści wynikających z tejże umowy. Co nie jest specjalnie zaskakujące, bowiem do przeciętnego przeciwnika ACTA korzyści te nie przemawiają. Otóż po podpisaniu tego dokumentu można by zacząć obserwować, ścigać, a w konsekwencji karać osoby pobierające nielegalnie z sieci pliki zawierające chronioną własność intelektualną. Jakie to pliki?

Niemal wszystko co z internetu ściąga przeciętny Kowalski – muzyka, filmy, gry (pewnie dlatego podpisanie ACTA popierały ZAIKS, Stowarzyszenie Filmowców Polskich czy Business Software Alliance). Artyści i twórcy poświęcają swój czas, umiejętności i pieniądze, by je tworzyć i by odbiorca mógł kupić te dobra w sklepie. Jednak w Polsce (z przyczyn, które nie są dla twórców istotne) niemal nikt tego nie robi, bowiem łatwiej, szybciej i "za darmo" może je ukraść (tak, użycie tego słowa jest jak najbardziej na miejscu) dzięki internetowi.

Przeciwnicy ACTA nie chcą, by ta sytuacja się zmieniła i chcą dalej bezkarnie okradać swoich ulubionych twórców. Poza tym protestujący zdają się nie mieć pojęcia o już istniejących w polskim prawie przepisach antypirackich. Są one jednymi z najostrzejszych w Europie i ACTA nie zmieniłaby ich ani o jotę. Po prostu w naszym kraju nikt ich nie przestrzega, prawa nie działają, ale to wydaje się nie przeszkadzać protestującym (którzy też bronią swojego "prawa", jak widać rudymentarny interes jest ważniejszy od prawa jako takiego). Czyli jesteśmy przeciwni temu, co już istnieje, tylko że teraz zaczęło nas interesować. Chociaż i to "interesowanie się" jest dość wątpliwe, bowiem zdecydowana większość protestujących, oburzonych i przeciwnych na oczy nie widziała samego dokumentu (można go bez problemu znaleźć w... internecie), a opiera się tylko na zasłyszanych opiniach.

Ten fakt zakrawa na smutną ironię, bowiem to właśnie protestujący bardzo głośno krzyczą o "manipulowaniu przez media", sami dając się manipulować. Jednak ACTA to nie tylko internet, to także ochrona naszego rynku przed "podróbkami" wszelkiego typu, które teraz zalewają nasz kraj. Pochodzą one z krajów, gdzie siła robocza jest bardzo tania, są fatalnej jakości, a ich jedyną zaletą jest cena. Straty producentów odzieży, sprzętu elektronicznego, zabawek, itp. z tego tytułu są ogromne, co przekłada się na mniejszą ilość miejsc pracy, także w Polsce. Jednak ten rozdział umowy przeciwnicy milcząco pomijają, mimo iż pewnie nie raz żałowali pieniędzy wydanych na "chińską tandetę". Jak widać umowa ACTA, tak demonizowana przez niektórych, zawiera wiele punktów, z którymi każdy zdrowo myślący człowiek, by się zgodził.

Co złego jest w potępieniu i skutecznym ściganiu piractwa czy ograniczeniu ilości podrabianych produktów? Czy karanie złodziei (piraci) i oszustów (producenci "podróbek") jest złe? Czy może chodzi po prostu o to, by dalej móc bezkarnie ściągać z internetu filmy i muzykę, za którą nie zapłaciliśmy?